sobota, 8 lutego 2025

O wierszu Kingi Skwiry

 



                     Wiersz Kingi Skwiry stanowi niezwykłe połączenie wymownej sensualności z kreatywnością na poziomie frazeologicznym, grającą „na cały regulator” z oczekiwaniami czytelnika, ba – często te oczekiwania „kiwającą”. Dzieje się tak już w tytule, w którym fraza na koniec świata sugeruje zakończenie typu: „pójdę z tobą...”, tymczasem ów kres okazuje się... faktycznym końcem świata, który dość nieoczekiwanie podmiotka świętuje, w doborowym zresztą towarzystwie. Pierwsze słowa wiersza – ogłaszają mi tutaj noc – nasuwają jednak kolejną hipotezę interpretacyjną, przez którą należy spojrzeć również na tytuł: że wiersz dotyczy zdefamiliaryzowanego doświadczenia codzienności; na koniec świata jemy sól zyskuje wtedy znaczenie na zasadzie, na jakiej miałoby je wyrażenie: „na koniec dnia jemy sól”. Bo cowieczorny rytuał wymaga sensorycznych obrzędów, takich jak jedzenie (zlizywanie?) wspomnianej soli, czy (koniec świata!;) – bycie gryzioną przez boga. To sugestywna wizja, w której da się wszakże dokonać kolejnej przewrotki, przekreślając domniemanie postulowany w poincie voyeuryzm: dopowiedzenie bóg mnie gryzie, [BO] chcę, żeby ktoś patrzył wygląda raczej na wyraz (nad)sumienności sumienia, pragnienia „wszechwidzącości” superego. Uczasowione na koniec świata i uduchowione bóg mnie gryzie udowadniają swoją oryginalnością możliwość wielokierunkowości procesów metaforyzacji – wskazując, że obok częstych w tekstach literackich zabiegów konkretyzacji, da się też odkonkretnić poszczególne frazy, zachowując przy tym w pełni ich podskórnie zmysłową aurę.




piątek, 7 lutego 2025

Notka o tomie "Owocnie" Agnieszki Mohylowskiej



Zbiór krótkich, prostych w sensie konstrukcji, eterycznych wierszy, w którym najciekawsze wydaje mi się, jak te teksty naświetlają się wzajemnie (tak np. wiersz o "pękających lub rozcinanych" owocach okazuje się w kontekście wierszy sąsiadujących metaforą kobiecej ciążowości). Druga pozytywna rzecz, to to, że na przestrzeni tomu dochodzi do jakiegoś przepracowania zarysowanych problemów, zmiany perspektywy, że ma się wrażenie podróży z punktu A do B, podczas której zmienia się sama geometria afektów. Przeżycie/ doświadczenie kobiecości jest tu nader ciekawym, wiodącym tematem. Z minusów/ wątpliwości: jest to doświadczenie pokazane w sposób dość jednak stereotypowy, jako próba dryfu między traumatyzującymi podmiotkę męskimi "interwencjami", kojenia ich maścią opisu. Nie można odmówić takim założeniom wewnętrznej szczerości, co jednak, jeśli ktoś nie odnajduje się w tym karnawale ran i ich kolejnych rozdrapywań? Druga wątpliwość dotyczy samodzielności poszczególnych wierszy: można odnieść wrażenie, że wiele z nich nie broni się jako osobne -- wyrwane z kontekstu -- teksty; że wręcz, pozbawione tomikowej ramy, czytane osobno mogą wydawać się infantylne literacko. Jest więc "Owocnie" paradoksalnym przykładem zbioru, w którym wzajemne rzutowanie na siebie wierszy tworzy ciekawy "przepływ" -- ciekawszy niż same poszczególne "slajdy".            


O wierszu Kingi Skwiry

                          Wiersz Kingi Skwiry stanowi niezwykłe połączenie wymownej sensualności z kreatywnością na poziomie frazeologiczny...