1.
REFLEKSY, RE-FLEKSJE.
„SPIĘCIE” MICHAŁA MUROWANIECKIEGO
Lektura
przedostatniego tomu łódzkiego poety przypomina zanurzanie
otwartej, pustej, plastikowej butelki dnem do góry w naturalnym
akwenie języka: najpierw czujemy opór, później falowanie fraz,
następnie wypełnia nas bez reszty przyjemnie orzeźwiająca ciecz o
migotliwym zabarwieniu, by w końcu wyrzucić nas z powrotem na
powierzchnię: do językowych uwarunkowań i struktur. Jak w wierszu
„Upiór w Lupanarze”, któremu przydarza się Piana
na brzegu łóżka / i fale, fale, dryf przez ciało. , lecz
w którym jeden ze znaków interpunkcyjnych okazuje się symbolem, i
to nie byle czego, bo jednego z największych tabu w naszej kulturze:
(…) Sezon
grzewczy, wiatr za kratką
jak libretto
La Traviaty. Gwiazdy to starty imbir. Kropla
rumu we wrzącej
herbacie. Kaszel, oddech, kaszel, kropka.
Delektuję się
przywołanym powyżej mistrzostwem liryzmu. Jest to rodzaj poezji,
który na poziomie emocjonalnym do mnie bardzo trafia, uważam
ponadto, że dobrze opisuje współczesność. Moja wątpliwość
brzmi jednak, czy… nie za dobrze? Czy swoją sterylnie estetyczną
poetyką nie „zakleszcza się” zanadto w naszej rzeczywistości,
zamiast ją rozsadzić z siłą dynamitu? Śmierć jest tu
probierzem. Żałuję, że nie pozbyła się w tych tekstach swojej
umownej reprezentacji, nie okazała bardziej pełnokrwista i
nieprzenikniona. Jak – abstrahując od epoki – tajemnicze
samobójstwo Rhody z „Fal” Virginii Woolf, jak rzucenie się do
rzeki ich autorki. U Murowanieckiego przeciwnie: śmierć zostaje
„zamotana” w język (śmierć to powieść
szkatułkowa w wierszu „Szkatułka”,
Darmowe minuty do wykorzystania / / na dnie
w „Epitafium dla Fuji”) i ta autoteliczność i zarazem wyporność języka pozostawia posmak wątpliwości, czy
butelka pozostaje "do połowy pełna".
Michał Murowaniecki "Spięcie", Biblioteka Arterii 2010
2. SZUMY, FLUKTUACJE:
„[YASS]” SZCZEPANA KOPYTA
Tytuł tomiku – połączenie
yassu, współczesnego stylu muzycznego będącego zlepkiem różnych gatunków, i nawiasów, jakby wyjętych z
tytułu słynnego albumu islandzkich mistrzów nastroju, Sigur Ros –
zachęca, by spojrzeć na „[yass]” jako na dzieło powstałe
przez nałożenie dwóch różnych „muzyk”. Najlepiej słyszalna
jest ta „yassowa”: hybrydyczna, nonszalancko eksperymentująca,
sprawiająca wrażenie improwizacji, w której raz chodzi o
opowiedzenie żartu, kiedy indziej – o czystą radość
„estetycznej kakofonii”. Dobrym przykładem wzmiankowanego humoru
jest pełen lekkości utwór „popijając herbatę”, w którym
poznajemy alternatywny sposób powstania kadzidełek z drzewa sandałowego:
zawsze mi się kojarzyło, że to
jacyś fakirzy oddają swoje
sandały
dostąpiwszy oświecenia i stąd
zapach
czy też – przyczyny nieufności
podmiotu lirycznego wobec współczesnych „przepowiadaczy”
przyszłości:
oraz że przestałem
wierzyć horoskopom jak większość
baranów
Jednakże, zza wspomnianej
humorystycznej warstwy raz po raz przeziera ta bardziej poważna,
głęboka, refleksyjna, nasycona, niczym islandzkim smutkiem, szeroką
gamą niewesołych obserwacji obyczajowych, kulturowych i poznawczych. Te ostatnie manifestują się choćby w wierszu *
[najpierw lekcja anatomii], gdy podmiot zastanawia się:
zaczęło się od wosku, czy
można cię dotknąć inaczej?
w co się zamienisz jutro, w
sztuczny diament?
i drąży:
bo na początku było słowo,
prawda?
naprawdę, chcę to wiedzieć, po
co ostrzy się skalpel?
czy mi odpowie zderzacz hadronów
w cern?
Odpowiedzi na postawione wyżej
pytania o naturę świata, życia, materii nie przyniesie jednak
fizyka. Bo choć konkluzja brzmi:
raczej
dotknąłem cię, doprawdy
dziwne, mogło być odwrotnie
na początku był punkt, a potem
próg Plancka
to przecież obecność tego progu –
wartości określającej moment „po” Wielkim Wybuchu, kiedy
„zaczął się” czas i przyczynowość – pozostawia domyślne
miejsce na koncepcję nadprzyrodzonej mocy, która w spektakularny
sposób „wypluła” z siebie znany nam dzisiaj, deterministyczny
Wszechświat i, z sobie tylko wiadomych przyczyn, wycofała się w
zupełne, być może, nieistnienie. Z jednej strony rysują się więc
ciekawe niedookreślenia w materii tekstu, z drugiej – nie mniej
intrygujące dopowiedzenia. Odrobinę niekiedy kontrowersyjne – jak
wtedy, gdy podmiot liryczny „wiersza dla borata z kazachstanu”
deklaruje:
czego chcemy?
dostępu do trupa boga – chcemy
go powiesić
za jaja
nietrudno jednak dostrzec w
powyższym fragmencie krytykę patriarchalizmu, wszystkich tych
zbrodni popełnianych po dziś dzień w różnych zakątkach globu w
imię takiego czy innego, męskiego boga. Kopyt jest w pełni
świadomy tego niszczącego wymiaru męskości, jak i jego
kulturowych uwarunkowań, gdy w „wierszyku z kiszonej kapusty”
autoironicznie stwierdza:
byt, określa świadomość
gładkolufowej broni.
Zarysowane powyżej próbkowo
warstwy, ta lekka i humorystyczna oraz ta poważniejsza, mimo, a może
z powodu dzielącej ich poetycznej i merytorycznej przepaści, dobrze
się moim zdaniem komponują w niejednoznaczną całość, w której
szum łagodzi „ostrość dźwięku fluktuacji”, a te go z kolei
pogłębiają i uszlachetniają. Polecam gorąco (nie tylko) tym,
których słuch wyczulony jest na niestandardową, pełną
nieoczekiwanych kontrapunktów „muzykę współczesności”.
Szczepan Kopyt "yass", Biblioteka Laureatów OKP im. Jacka Bierezina 2005
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz