niedziela, 4 sierpnia 2024

Małe formy nie-do-wolności. O „Neutralizacjach" Marii Cyranowicz

 

 


 

 

„stworzono mnie do małych śmiesznie małych rzeczy” – brzmi jedna z pierwszych wypowiedzi podmiotu/podmiotki. A może zasadniejsza byłaby forma: „podmiocia”? Tego samego, które pewnego razu

„po prostu: zgubiło się,
nie wiem, gdzie może być,
nie wiem, szukałem już wszędzie,
szukałem we wszystkich słownikach
(...)”

Czym/kim jest owo „ono”? Ideą i praktyką pierwotnego androginicznego nieoddzielenia, nierugowania z siebie żadnej z płci? Neutralizacją doświadczenia dychotomicznie płciowego? Wewnętrznym i zewnętrznym dzieckiem, które „marzy (…) / o coraz szczęśliwszym dzieciństwie”, a które ostatecznie skazane jest na „męczeństwo Piotrusia Pana”:

„gdy nie pamiętam usta
otwiera jak do krzyku
i zeskakuje z okna
choć nie potrafi już latać”

i/lub przynajmniej na „przepotwarzanie się”:

„skulone embrionalnie
udaję wciąż poczwarkę”

?

Niezależnie (a może właśnie: zależnie?), czy i jak owo „ono” nazwiemy – „przepadło jak kamień w ogień”, a, chociaż „dawniej rozmawialiśmy z kamieniami”, to „dziś kamień (…) / milczy”, nie wypowiadając nawet zwyczajowego „nie mam drzwi”,

„i nie da się podnieść
lub drzemie w pięść zawinięty
w kieszeniach dzieci
czeka”

Zostają więc „gry dziecięce”: „konik szachowy skacz[ący] / z pokoju do niepokoju”, „pałka / zapałka dwa kije / kto się nie schowa / nie żyje”, „aż nas wyzwoli przypadek”. Bo przecież nawet „na samym dnie / łóżka” można „odkry[ć] mały żywioł wulkan”, a w „rozbolałym żołądku” – „nigdy do końca nie spożyty / głód”...

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Notka o tomie "Zmyśl[ ]Zmysł" Laury Osińskiej

      W takie książki uciekam, gdy zaczynają strzelać za szybami, póki co telewizorów. Autorce udała się megaważna rzecz: wypowiedzieć ją....