Jolanta Zarębska, znana na Portalu Pisarskim jako Zola111, jest tego miejsca wielką – nie tylko poetycką – Osobowością. Pisze wspaniałe recenzje i komentarze, służy innym radą dotyczącą twórczości, ma dla wszystkich mnóstwo ciepła i serdeczności. Przede wszystkim jednak od siedmiu co najmniej lat daje się poznać jako niezwykle utalentowana poetka, i właśnie jej twórczości lirycznej chcę poświęcić ten miniesej.
Jolanta Zarębska wydała w 2012 roku tom wierszy „Śpiewam i milczę”, który sam w sobie wart jest osobnego omówienia. Tu chciałabym się jednak skupić na wybranych (pochodzących zarówno ze wspomnianego zbioru, jak i spośród tekstów lirycznych publikowanych w internecie) utworach, które najbardziej mnie zafascynowały: oscylujących wokół szeroko rozumianych doświadczeń granicznych.
Pierwszym tomikowym wierszem przynoszącym dotknięcie tamtej strony jest rymowa Dama. Już pierwsza strofa urzeka oryginalnością poetyckiej wizji:
szykuję się na tamten brzeg,
tak, żeby mnie nie zaskoczyła,
ta, co za nami szyła ścieg,
a była przedtem, zawsze, była.*
Jak widać, tytułowa personifikacja śmierci stanowi połączenie postaci trzech greckich Mojr czy też rzymskich Parek: przędącej Kloto, czuwającej nad długością nici Lachesis i przecinającej tę nić nożycami Atropos. Jak pisał Martine Courtois w eseju „Pani śmierć”, „imię Atropos, które dziś jest nazwą ćmy nocnej zwanej także t r u p i ą c z a s z k ą, w naszej literaturze desygnowało śmierć”.** Jednakże, z opisu szyjącej za nami ścieg, wyłania się u Jolanty Zarębskiej także obraz ludzi jako przeciwnych (rozerwanych?) „pół jednego ubrania”, które dopiero tytułowa Dama zespala ze sobą. Wizja iście kojąca, a przecież – przyprawiająca o ciarki. Aby zrozumieć, jak na poziomie mitologicznym doszło do tego „rozerwania”, można by przywołać fragment wiersza Joanny Mueller, w którym, mówiąc o „zabłąkaniu [ludzi] w przeciwległe bieguny semantyczne”, przedstawia własną wersję Genesis:
„(...)
A staliśmy się przecież pionkami bogów.
Rozdzielono nas
drgnięciem twojej dłoni,
gdy sięgając po dłuto,
chwyciłeś glinę.
Dlatego nie ranieniem kamienia
mnie stwarzałeś,
lecz palców muskaniem.
Przez co jest człowiek –
pytasz.
– Przez to, że cierpi.
Teraz rozumiesz...?”***
By lepiej skonceptualizować sobie pointę Damy, warto z kolei sięgnąć do początku eseju Michela Vovelle „Historia ludzi w zwierciadle śmierci”:
„Historia śmierci jest może dlatego właśnie tak fascynująca – chodzi o to, by sytuację odwrócić i czytać tę wymianę spojrzeń na wspak; wychodząc od śmierci i od stosunku ludzkości do śmierci, odnaleźć człowieka, uchwycić jego reakcję na owo przejście, które nie toleruje żadnej próby oszukania go”.
tłumaczącego dobrze zarówno końcowy zwrot w sytuacji peelki, jak i – podany nie bez ironii – cały humanizm klęski projektu oswojenia Nieuniknionego:
dziś miałam ją w tych samych rękach,
które pędziły za spełnionym.
lecz szyba niefortunnie pękła.
i znowu jestem nie z tej strony.
Nie bez przyczyny rozpoczęłam pracę od omówienia utworu nastrajającego tak transgresywnie****. Jolanta Zarębska jest bowiem – by posłużyć się tytułem jej własnego wiersza – liryczną Szeptuchą, bez problemu przekraczającą granice (za)światów. Szeptuchami nazywa się na Podlasiu starsze kobiety, które leczą chorych za pomocą szeptania, łącząc w ten sposób tradycję prawosławnej modlitwy z pamięcią pogańskich wiedźm – „tych, które mają wiedzę”. Jolanta Zarębska także leczy – niekiedy z nadmiernej pewności siebie, jak w utworze Dumna, zaczynającym się od słów:
a ja wiedziałam, że on nie wyprowadzi cię z Hadesu.
ważne, jak się wyprawiał!
wyprowiantowany przez matkę i sąsiadki,
słyszał:
jaki dzielny! jak umie kochać!
jakie pieśni o tęsknocie śpiewa,
żeby przebłagać fatum!
jaki jest piękny w nieszczęściu!
ile ryzykuje! może przecież nie wrócić!
Jak widać, peelka zwraca się do mitycznej Eurydyki. „Zagubienie” tej ostatniej po drodze przez Orfeusza okazuje się lustrzanie symetrycznym odbiciem jego pogrążenia się w miłości własnej:
i poszłaś.
za nim.
zanim wywiódł cię z mroku,
upuścił z rąk kitarę.
schylił się, by odzyskać
ukochany
instrument.
wtedy zobaczył ciebie,
zupełnie przez przypadek.
i zadrżała trwoga
nie tylko w Hadesie,
a ty zobaczyłaś w lustrze
siebie i jego.
(lustro ustawiono tam przez przypadek).
i zawróciłaś.
Zniknięcie Eurydyki odzwierciedla jeszcze inne odwrócenie. W eseju „Narodziny przez śmierć” Regis Debray pisze: „Zwróćmy się zatem w stronę Greków i ich słonecznej kultury, do tego stopnia rozkochanej w życiu i patrzeniu, że jedno mieszało się z drugim: dla starożytnego Greka żyć to nie, jak dla nas, oddychać, lecz patrzeć, a umrzeć – to stracić wzrok. My mówimy >>ostatnie tchnienie<<, oni: >>ostatnie spojrzenie<<. Oślepić wroga to gorzej niż go wykastrować”. U Jolanty Zarębskiej jest dokładnie przeciwnie: zobaczyć znaczy utracić życie; spojrzenie w lustro powoduje wszak powrót Eurydyki do królestwa umarłych.
O związkach obrazu ze śmiercią pisze dalej – na poły aporetycznie – Debray: „Ceramicy ateńscy przedstawiali niekiedy narodziny obrazu w postaci miniaturowego wojownika, wydobywającego się z grobu żołnierza, który zginął w boju, to znaczy najpiękniejszą śmiercią. Obraz świadczyłby więc tutaj o triumfie życia nad śmiercią, odniesionym dzięki śmierci. (…) Znak pochodzi od sema, kamień nagrobny. U Homera sema cheein to wznosić grobowiec. Znak, po którym rozpoznajemy grób, poprzedza i wprowadza znak podobieństwa”. Ta derywacja obrazu czy – szerzej – sztuki „od grobów, a potem (po jej wygaśnięciu) – od ponownego pobudzenia do życia przez śmierć”, stwarza ryzyko prób zawłaszczenia przez innych naszych obrazów w celu uzyskania symbolicznej władzy nad śmiercią, wywołania „transferu dusz”. To właśnie, jak się wydaje, casus Orfeusza z Dumnej, czy zdradliwego kochanka, przed którym tytułowa znachorka ostrzega w Szeptusze:
wywlecze z ciebie duszę,
rozrzuci po miastach, wsiach, skopiuje i wklei
we własne bezurodzaje.
albo wytrze gębę, zakurzone lustro.
porzuci jak kukułcze jaje, byle dalej
od sumienia.
W eseju „Tworzenie tanatologii” Louis-Vincent Thomas pisze o dokonanym przez Michela Fromageta antropologicznym rozróżnieniu „trzech ukształtowanych historycznie sposobów” postrzegania śmierci: śmierci macierzyńskiej, śmierci jako agresji oraz śmierci jako sankcji. Pierwszy z nich – śmierć macierzyńska – wiąże się z „powrotem do Ziemi-Matki, z perspektywą odrodzenia się w łonie kobiety należącej do tego samego rodu” i wynikłymi stąd „strachem, rozstaniem, ale także ufnością, spokojem wewnętrznym”. Temu sposobowi przeżywania ludzkiego umierania w myśli psychoanalitycznej odpowiada instynktowne id. W kontekście kolejnego niezwykłego, reprezentującego ten typ podejścia do śmierci, utworu Jolanty Zarębskiej pt. Cieśnina, który przytoczę w całości:
za tą ścianą jest wolność.
prawdziwa wiara i moc.
musisz jedynie przejść przez oko sieci.
- kiedy pierwszym razem przeciskałeś się przez wilgne ciepło,
instynktownie zmierzałeś do światła. tajemna siła parła
do dziedziny sukcesu, choć miało tam być sucho
i znacznie zimniej. Bolało.
- drugi raz nakazał zmierzyć się z lepkością
urodzinowego tortu. jak nie przetknąć palca
przez koronkę bitej śmietaną słodkiego sekretu?
Musiałeś.
- kolejne przetkwienie znaczył wstyd i zdobycie bastionu
obopólnej zgody, pokonanej jak mur, czemu głowa
nie poradzi.
- dziś przebijasz się przez kruchą tkankę
na drugą stronę. nogami do przodu. ledwo pamiętasz
rozkaz: w stronę światła, durniu, w stronę
światła!
istotna wydaje się przede wszystkim psychoanalityczna interpretacja NDE („near death experience”, czyli doświadczenia bliskiego śmierci), zgodnie z którą:
„Ciemny tunel to odbicie fantazmatu opuszczenia (śmierć jest początkiem podróży), ale symbolizuje również przebycie dróg rodnych kobiety przez noworodka; defilada wspomnień to odtworzenie życia przed jego utraceniem; (…); wejście w krąg światła odpowiada odczuciu oceanicznemu, o którym mówi Freud”.
W ten sposób wizja poetki okazuje się dużo bliższa psychologii umierania niż np. – stanowiący do pewnego stopnia jej negatyw – obraz zawarty w wierszu „Wieczór zanim zapadnie” Joanny Kulmowej:
„Tak uczyni się szpara w materialnych przestrzeniach
żeby wieczór
żeby anioł
przeszedł”.*****
Opisane psychoanalityczne konotacje nie kłócą się w poezji Jolanty Zarębskiej ze snuciem rozmaitych – wywodzących się z różnych tradycji religijnych – wizji eschatologicznych. Jeden z wariantów pośmiertnego losu człowieka (a co najmniej: jego duchowego „pierwiastka”) przedstawia wiersz pt. Natalia. W stanowiącym fragment „imiennego” cyklu, inspirowanym etymologicznym znaczeniem imienia utworze poetka ukazuje bohaterkę podporządkowującą sobie wszystkie żywioły. Przypomnijmy, że koncepcja, zgodnie z którą świat – zarówno widzialny, jak i niewidzialny – składa się z czterech żywiołów: powietrza, wody, ognia i ziemi, przynależy m. in. filozofii buddyjskiej. Tytułowa Natalia:
nie zlęknie się wichury. (…)
każdą powódź zatrzyma pryzmami piasku z klepsydry. (…);
poradzi sobie z ogniem (…)
kontroluje uniesienia.;
błoto, rzucane mimochodem w twarz, nałoży jednym godnym spojrzeniem. (…)
wykorzysta jak maseczkę kosmetyczną”.
Jak widać, bohaterka jest z żywiołami za pan brat i na ich wzajemnym uzupełnianiu buduje swoją wiedzę o świecie i tworzy własne sposoby na przetrwanie. Istnieje wszakże coś, co może tę egzystencję złamać:
pokona ją dopiero sceptycyzm, brak wiary, że wszystko można zmienić.
cofnąć słowa, rzucone pod wiatr, wyznania, jak lanie wody,
płonące zapewnienia, pieniądze, wyrzucone w błoto.
To „piąty żywioł”, domena zwątpienia i zaprzeczenia, okaże się dla Natalii zabójczy. Jednakże, wzmagająca jeszcze niesamowitość takiego scenariusza pointa:
poznasz ją po znamieniu. zrezygnowała z przyjścia na świat.
świadczy o podwójnej roli sceptycyzmu: jako czynnika unicestwiającego i jako klucza, który otwiera przed bohaterką inne (także dlatego, że odmienne od zakorzenionych w Europie wierzeń eschatologicznych, a bliskie buddyjskiej wierze w reinkarnację i bardo******) światy.
Poezja Jolanty Zarębskiej to wreszcie miejsce najbardziej niezwykłe, bo spotkania – w wielu przypadkach autobiograficznie skonstruowanej – peelki z... duchami Zmarłych Bliskich. Niezależnie od tego, czy dochodzi doń w specjalnych obrzędach a la pogańskie Dziady (zasiadam do stołu z duchami przodków w utworze Kto jada samotnie, samotnie umiera), czy – przy okazji różnych zdarzeń z życia codziennego (a babcia Hania patrzy na mnie z nieba / grozi palcem, przymruża czarne oczy w wierszu Durnowata), więź ta okazuje się fenomenem niezwykle cennym i głęboko poruszającym, przy tym wszystkim zaś – zaskakująco naturalnym.
Rzec można, że poetka najpełniej – bo własnym życiopisaniem – zaświadcza sens najwyższej możliwej afirmacji istoty ludzkiej, którą Krystyna Miłobędzka ujęła w zwięzłym zdaniu: „kocham cię razem z twoją śmiercią”.*******
______________________________________________________________
* cytaty kursywą pochodzą z twórczości Jolanty Zarębskiej.
** cytaty w cudzysłowach, o ile nie zaznaczono inaczej, pochodzą z esejów zamieszczonych w książce „Wymiary śmierci”, wydawnictwo słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2002.
*** fragment wiersza Joanny Mueller o incipicie * (– Przez co jest człowiek? – pytam...), zamieszczonego w dwutygodniku edukacyjnym „Cogito” pod koniec lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku.
**** „Twórcą koncepcji transgresyjnej jest J. Kozielecki, który określa transgresję jako >>zjawisko polegające na tym, że człowiek intencjonalnie wychodzi poza to czym jest i co posiada<<”. (cyt. za: http://www.szkolnictwo.pl/index.php?id=PU9722 ). „W ramach psychotransgresjonizmu [Kozielecki] formułuje koncepcje człowieka transgresyjnego, czyli człowieka wielowymiarowego, który posiada zdolność przekraczania granic materialnych, społecznych i symbolicznych”. (cyt. za: https://pl.wikipedia.org/wiki/Transgresja_(psychologia) ).
***** fragment wiersza Joanny Kulmowej „Wieczór zanim zapadnie”, cyt. za: Agnieszak Czyżak, „Kiedy zrzucę spękaną chitynę. Poezja przeciw materii” [w:] „Cielesność w polskiej poezji najnowszej”, Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego, Łódź 2010.
****** „bardo – w dosłownym tłumaczeniu: >>stan pośredni<< (…); najczęściej używa się w odniesieniu do stanu pośredniego między śmiercią a kolejnymi narodzinami” (cyt. za: Dorota Bachmann, „Szum” – słowniczek).
******* Krystyna Miłobędzka, wiersz z tomu „Po krzyku”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz