niedziela, 30 maja 2021

O wierszu Krystyny Miłobędzkiej

 

Krystyna Miłobędzka – * * *


– jesteś dzieckiem pustki i zimna


– a jeżeli sama wyciągam z siebie to nic które połyka?1

________________________________________________


Czująca niCOŚć



"Zrodzona w pustce mowa afirmuje brak, którym przedstawienia kobiety naznaczył fallocentryczny dyskurs, mówienie wstydliwe nie nosi znamion klęski, lecz staje się poszukiwaniem własnego języka jako miejsca narodzin kobiecego podmiotu"2.



Jak przy większości wierszy Krystyny Miłobędzkiej, moją pierwszą reakcją po przeczytaniu powyższego był krótki, pochodzący z głębi olśnienia okrzyk: perełka! Co zaraz wydało mi się nietrafne o tyle, że w dwuwierszu mistrzyni lingwistycznej kondensacji to nie ból stanowi główne źródło i przejaw piękna, a... nicość. Poetka nie ogranicza się przy tym jednak do konstatacji przejmującej pustki, ale nicuje/nicościuje ją, tworząc w ten sposób nicość, która czuje.

Jak to się zazwyczaj dzieje w wierszach Miłobędzkiej, każde słowo otwiera nową, niespodziewaną perspektywę. Widać to szczególnie w drugim wersie. I tak, w odpowiedzi na uświadomienie "naznaczenia" próżnią i ziąbem, "podmiotka" liryczna rozpoczyna swoją wypowiedź od słów:
a jeżeli, co może wskazywać na chęć zyskania aprobaty rozmówcy dla własnego punktu widzenia lub dla nieznanych wcześniej okoliczności albo też alibi. a jeżeli sama brzmi już jednak dużo bardziej asertywnie lub – co najmniej – przekornie. Następujące po nim wyciągam z siebie wydaje się w oryginalny sposób zdawać sprawę z nakłaniania samej siebie do zwierzeń lub do "uzewnętrzniania" się poprzez twórczość, ale może też opisywać bardziej brutalne/inwazyjne działanie fizyczne. wyciągam z siebie to nic – to już paradoks pełną gębą. I dalej następuje najbardziej niesamowity zwrot: to nic przed chwilą wyciągnięte z siebie okazuje się również połykać! Poetka urywa pępowinę, pozostawiając czytelnika z obrazem urodzonego w naturalny, stymulowany przez kobietę sposób dziecka-dzieła, które – choć wciąż jest tylko niczym – już zachłystuje się światem, jak, nie przymierzając, "głodna" czarna dziura.

Jeśliby szukać rzeczywistości, której odzwierciedleniem jest dwuwiersz, to daje się on czytać na (co najmniej) dwa sposoby: jako wewnętrzny dialog kobiety, która doświadczenie bycia niekochaną w dzieciństwie przenosi mimowolnie na własne dziecko, bądź jako wiwisekcja poetyckiego procesu twórczego. W pierwszym przypadku byłby to zapis zbliżony do fragmentu wiersza Ewy Filipczuk:

"[...]
włożono we mnie przypadkowy płód
który po jakim
ś czasie zaczął mówić
mamo
a wcze
śniej
uczyniono to samo z moj
ą babką
star
ą kobietą która już nie żyje
zostawi
ła mi w dziedzictwie
ma
ło miejsca na cmentarzu"3,

gdzie poetka podejmuje temat wykorzenienia i zarazem uwikłania kobiet, pokazując ich rozrastającą się z pokolenia na pokolenie "martwotę". W drugim – można doszukać się analogii z poglądami Maurice'a Blanchota, zdaniem którego, jak referuje John Lechte: "pisarstwo jest [...] w istocie czynnością autonomiczną, której źródłem jest pewnego rodzaju głębokie osamotnienie"4. "Pisarz tworzy w próżni [...]"5. W poglądach francuskiego myśliciela na naturę twórczości również przypadek odgrywa niebagatelną rolę, co wydaje się dobrze korespondować z uchwyconymi przez Miłobędzką akcydentalnością i niezdeterminowaniem życia lirycznej bohaterki.

Niepowtarzalności i niesamowitości tekstu pionierki polskiego lingwizmu upatrywałabym jednak przede wszystkim w "punkcie przecięcia" wspomnianych dwóch tropów, a więc – w niezwykle sugestywnym i głęboko pierwotnym motywie (s)twórczego porodu. Przez długie wieki mężczyźni uważali kobiety za niezdolne do artystycznego tworzenia ze względu na rzekomo "podrzędną" naturę kobiecości i powstrzymywali je przed nim na wszelkie możliwe sposoby, od zakazu wstępu na uniwersytety, przez tępienie niezależności materialnej i mentalnej, po utrzymywanie krzywdzących stereotypów. W wierszu Krystyny Miłobędzkiej, napisanym zaledwie niecałe stulecie od odzyskania przez kobiety większości praw obywatelskich, bohaterka okazuje się istotą twórczą nie pomimo, a – z powodu swojej kobiecości, towarzyszącej jej fizjologii i uwarunkowań egzystencjalnych. W ten sposób tekst poświadcza nie tylko dużo już bardziej współcześnie rozpowszechnione feministyczne przekonanie na temat wysokiego potencjału twórczego kobiet, ale nawet – słowa, gdzieniegdzie w innych miejscach mizoginicznego, tu jednak niezwykle przenikliwego w swojej intuicji Friedricha Nietzschego: "Z głębi serca miłujemy bowiem tylko swe dziecię i swe dzieło; a gdziekolwiek widać wielką miłość do samego siebie [będącą, zdaniem Nietzschego, warunkiem sine qua non wszelkiej kreatywności6 – przyp. W.S.], zawsze jest ona symptomem ciąży"7.











1Krystyna Miłobędzka, Po krzyku, Biuro Literackie, Wrocław 2004, s. 39.

2Katarzyna Czeczot, Szczeliny pisania wstydliwego, [w:] Maria Cyranowicz i Paweł Kozioł, Gada! Zabić? Pa]n[tologia neolingwizmu, Staromiejski Dom Kultury, Warszawa 2005, s. 19.

3Ewa Filipczuk, fragment wiersza z tomu Cafe Chaos, Polski Instytut Wydawniczy 1980.

4John Lechte, Panorama współczesnej myśli humanistycznej, tłum. Tadeusz Baszniak, Wydawnictwo „Książka i Wiedza”, Warszawa 1999, s. 357.

5John Lechte, dz. cyt., s. 362.

6Por. Friedrich Nietzsche, Tak mówił Zaratustra, tłum. Grzegorz Sowinski, Zielona Sowa, Kraków 2005, s. 64.

7Friedrich Nietzsche, dz. cyt., s. 159.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Notka o tomie "Zmyśl[ ]Zmysł" Laury Osińskiej

      W takie książki uciekam, gdy zaczynają strzelać za szybami, póki co telewizorów. Autorce udała się megaważna rzecz: wypowiedzieć ją....