Krystyna
Miłobędzka – * * *
– jesteś dzieckiem pustki i zimna
– a jeżeli sama wyciągam
z siebie to nic które
połyka?1
________________________________________________
Czująca
niCOŚć
"Zrodzona w pustce mowa afirmuje brak, którym przedstawienia kobiety naznaczył fallocentryczny dyskurs, mówienie wstydliwe nie nosi znamion klęski, lecz staje się poszukiwaniem własnego języka jako miejsca narodzin kobiecego podmiotu"2.
Jak przy większości
wierszy Krystyny Miłobędzkiej, moją pierwszą reakcją po
przeczytaniu powyższego był krótki, pochodzący z głębi
olśnienia okrzyk: perełka! Co
zaraz wydało mi się nietrafne o tyle, że w dwuwierszu mistrzyni
lingwistycznej kondensacji to nie ból stanowi główne źródło i
przejaw piękna, a... nicość. Poetka nie ogranicza się przy tym
jednak do konstatacji przejmującej pustki, ale
nicuje/nicościuje
ją, tworząc w ten sposób nicość, która czuje.
Jak
to się zazwyczaj dzieje w wierszach Miłobędzkiej, każde słowo
otwiera nową, niespodziewaną perspektywę. Widać to szczególnie w
drugim wersie. I tak, w odpowiedzi na uświadomienie "naznaczenia"
próżnią i ziąbem, "podmiotka" liryczna rozpoczyna swoją
wypowiedź od słów: a jeżeli,
co może wskazywać na chęć zyskania aprobaty rozmówcy dla
własnego punktu widzenia lub dla nieznanych wcześniej okoliczności
albo też alibi. a jeżeli sama
brzmi już jednak dużo bardziej asertywnie lub – co najmniej –
przekornie. Następujące po nim wyciągam z siebie
wydaje się w oryginalny sposób zdawać sprawę z nakłaniania samej
siebie do zwierzeń lub do "uzewnętrzniania" się poprzez
twórczość, ale może też opisywać bardziej brutalne/inwazyjne
działanie fizyczne. wyciągam z siebie to nic
– to już paradoks pełną gębą. I dalej następuje najbardziej
niesamowity zwrot: to
nic przed chwilą
wyciągnięte z siebie
okazuje się również połykać!
Poetka urywa pępowinę, pozostawiając czytelnika z obrazem
urodzonego w naturalny, stymulowany przez kobietę sposób
dziecka-dzieła, które – choć wciąż jest tylko niczym
– już zachłystuje się światem, jak, nie przymierzając,
"głodna" czarna dziura.
Jeśliby szukać
rzeczywistości, której odzwierciedleniem jest dwuwiersz, to daje
się on czytać na (co najmniej) dwa sposoby: jako wewnętrzny dialog
kobiety, która doświadczenie bycia niekochaną w dzieciństwie
przenosi mimowolnie na własne dziecko, bądź jako wiwisekcja
poetyckiego procesu twórczego. W pierwszym przypadku byłby to zapis
zbliżony do fragmentu wiersza Ewy Filipczuk:
"[...]
włożono
we mnie przypadkowy płód
który
po jakimś
czasie zaczął
mówić
mamo
a
wcześniej
uczyniono
to samo z moją
babką
starą
kobietą
która już
nie żyje
zostawiła
mi w dziedzictwie
mało
miejsca na cmentarzu"3,
gdzie
poetka podejmuje temat wykorzenienia i zarazem uwikłania kobiet,
pokazując ich rozrastającą się z pokolenia na pokolenie
"martwotę". W drugim – można doszukać się analogii z
poglądami Maurice'a Blanchota, zdaniem którego, jak referuje John
Lechte: "pisarstwo jest [...] w istocie czynnością
autonomiczną, której źródłem jest pewnego rodzaju głębokie
osamotnienie"4.
"Pisarz tworzy w próżni [...]"5.
W poglądach francuskiego myśliciela na naturę twórczości również
przypadek odgrywa niebagatelną rolę, co wydaje się dobrze
korespondować z uchwyconymi przez Miłobędzką akcydentalnością i
niezdeterminowaniem życia lirycznej bohaterki.
Niepowtarzalności
i niesamowitości tekstu pionierki polskiego lingwizmu upatrywałabym
jednak przede wszystkim w "punkcie przecięcia"
wspomnianych dwóch tropów, a więc – w niezwykle sugestywnym i
głęboko pierwotnym motywie (s)twórczego porodu. Przez długie
wieki mężczyźni uważali kobiety za niezdolne do artystycznego
tworzenia ze względu na rzekomo "podrzędną" naturę
kobiecości i powstrzymywali je przed nim na wszelkie możliwe
sposoby, od zakazu wstępu na uniwersytety, przez tępienie
niezależności materialnej i mentalnej, po utrzymywanie krzywdzących
stereotypów. W wierszu Krystyny Miłobędzkiej, napisanym zaledwie
niecałe stulecie od odzyskania przez kobiety większości praw
obywatelskich, bohaterka okazuje się istotą twórczą nie pomimo, a
– z powodu swojej kobiecości, towarzyszącej jej fizjologii i
uwarunkowań egzystencjalnych. W ten sposób tekst poświadcza nie
tylko dużo już bardziej współcześnie rozpowszechnione
feministyczne przekonanie na temat wysokiego potencjału twórczego
kobiet, ale nawet – słowa, gdzieniegdzie w innych miejscach
mizoginicznego, tu jednak niezwykle przenikliwego w swojej intuicji
Friedricha Nietzschego: "Z głębi serca miłujemy bowiem tylko
swe dziecię i swe dzieło; a gdziekolwiek widać wielką miłość
do samego siebie [będącą, zdaniem Nietzschego, warunkiem sine
qua non wszelkiej kreatywności6
– przyp. W.S.], zawsze jest ona symptomem ciąży"7.
1Krystyna Miłobędzka, Po krzyku, Biuro Literackie, Wrocław 2004, s. 39.
2Katarzyna Czeczot, Szczeliny pisania wstydliwego, [w:] Maria Cyranowicz i Paweł Kozioł, Gada! Zabić? Pa]n[tologia neolingwizmu, Staromiejski Dom Kultury, Warszawa 2005, s. 19.
3Ewa Filipczuk, fragment wiersza z tomu Cafe Chaos, Polski Instytut Wydawniczy 1980.
4John Lechte, Panorama współczesnej myśli humanistycznej, tłum. Tadeusz Baszniak, Wydawnictwo „Książka i Wiedza”, Warszawa 1999, s. 357.
5John Lechte, dz. cyt., s. 362.
6Por. Friedrich Nietzsche, Tak mówił Zaratustra, tłum. Grzegorz Sowinski, Zielona Sowa, Kraków 2005, s. 64.
7Friedrich Nietzsche, dz. cyt., s. 159.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz