Karina
Stempel – Dary
Mróz. Trzeszczy i syczy
lód,
drapie ziemię. Nie idź tędy,
ta ścieżka prowadzi do
ciebie,
jak zawsze. Matyldo,
oderwij się, skocz w
chmurę.
Może Irvine naprawdę został
zjedzony przez bogów.
Nie
zatrzymuj się w śniegu.
Szukaj. Tu gdzieś powinny
być
dary. Dla ciebie. Przecież
sprawdziłaś to
dokładnie,
innych bogów nie
ma.
_______________________________________________________
O
„Darach” Kariny Stempel
Jest taka teoria interpretacyjna, zgodnie z którą w interpretacji równie ważny jak tekst jest kontekst jego odbioru. Kontekstem, który mi „naświetlił” „Dary” był widziany na festiwalu Transatlantyk film „Bóg istnieje. Jej imię to Petrunia” w reżyserii Teony Strugar Mitevskiej. Nie chcę przez to powiedzieć, że wiersz Kariny Stempel jest niesamodzielny czy niepełny, a jedynie, że moja ścieżka dojścia do zawartych w nim sensów prowadzi przez uznanie go za kongenialny, poetycki korelat dzieła macedońskiej reżyserki.
I tak,
już pierwsze słowo wiersza – „Mróz” – wprowadza w zimową
scenerię, w jakiej toczy się akcja filmu. Jego główna bohaterka,
Petrunia, za namową matki udaje się na rozmowę o pracę. Zarówno
samo interview, jak i sposób, w jaki jest „wypychana” z domu i
zachęcana do traktowania samej siebie jako towar, a następnie wręcz
„stalkowana” przez matkę, jest dla niej źródłem upokorzenia.
Wychodząc z niedoszłego miejsca pracy, potrzebuje samotności i
bezcelowej włóczęgi. „Trzeszczy i syczy lód, / drapie ziemię.
Nie idź tędy, / ta ścieżka prowadzi do ciebie, / jak zawsze”. –
ostrzega poetka; zaraz potem jednak dodaje: „oderwij się, skocz w
chmurę”. Petrunia dociera do mostu, gdzie ma miejsce doroczny
rytuał rzucania przez popa krzyża do rzeki i pogoni za nim: kto
krzyż wyłowi, może liczyć na błogosławieństwo i pomyślność
przez nadchodzący rok. Petrunia instynktownie skacze do wody i
wychodzi z niej z krucyfiksem – niepomna, że zgodnie z prawosławną
tradycją obyczaj zarezerwowany jest dla męskiej części
społeczności. Ścieżka, którą podążyła naprawdę, rzec można,
prowadzi do niej – do rozpoznania opresyjności sytuacji
kobiety w społeczeństwie patriarchalnym, które odmawia jej
możliwości kontaktu z sacrum, ale również – do metamorfozy
własnej tożsamości. Gdy po kilku dniach nerwów i grania na nosie
próbującym ją zastraszyć policjantom wychodzi wreszcie na
wolność, stać ją na wielki gest – natykając się na popa,
dobrowolnie oddaje mu krzyż z komentarzem: „tobie jest on
potrzebny; mnie – nie”. Kogóż stać dzisiaj na podobną,
Chrystusową zgoła wielkoduszność i dobroć? „Bóg istnieje. Jej
imię to Petrunia”. – brzmi nie bez kozery końcowa konstatacja
filmu. Bo „Przecież / sprawdziłaś to dokładnie, / innych bogów
nie ma”. – pisze Karina Stempel. „Nie ma innych bogów niż ci,
/ których sami wybieramy” – dopowiada w kolejnym utworze z tomu
„Noc w Nome” – „nie ma / innych wyborów niż zapętlenia,
spirale, / powroty do słów, które mamy w myślach”. Mowa o
słowach, a więc o budującym hierarchię społeczną porządku
symbolicznym. W ostatnich wersach tego będącego dopełnieniem
„Darów” tekstu poetka uspokaja: „Zaśnij spokojnie, / Matyldo.
Póki masz imię, / jesteś. Ono cię nie opuści”. W tym
kontekście widać wyraźnie ważność przeprowadzonych równolegle,
przez polską i macedońską twórczynię, eksperymentów myślowych.
Imię powołuje do życia nową rzeczywistość. Śnieżny świat już
nie będzie mdłym serkiem homogenizowanym jedynie słusznej
ideologii, a nabierze wewnętrznego zróżnicowania. Być może
tego, które pozwoliło Laurie Anderson zaśpiewać, w kontekście
zakładania „śnieżnej” religii, o „perfect crystal spin in
ecstasy, ecstasy, ecstasy”:
https://www.youtube.com/watch?v=WSE-HbTVnDg
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz