piątek, 11 czerwca 2021

O „Darach” Kariny Stempel

 

Karina Stempel – Dary

Mróz. Trzeszczy i syczy lód,
drapie ziemię. Nie idź tędy,
ta ścieżka prowadzi do ciebie,
jak zawsze. Matyldo,

oderwij się, skocz w chmurę.
Może Irvine naprawdę został
zjedzony przez bogów. Nie
zatrzymuj się w śniegu.

Szukaj. Tu gdzieś powinny być
dary. Dla ciebie. Przecież
sprawdziłaś to dokładnie,
innych bogów nie ma.



_______________________________________________________




O „Darach” Kariny Stempel


Jest taka teoria interpretacyjna, zgodnie z którą w interpretacji równie ważny jak tekst jest kontekst jego odbioru. Kontekstem, który mi „naświetlił” „Dary” był widziany na festiwalu Transatlantyk film „Bóg istnieje. Jej imię to Petrunia” w reżyserii Teony Strugar Mitevskiej. Nie chcę przez to powiedzieć, że wiersz Kariny Stempel jest niesamodzielny czy niepełny, a jedynie, że moja ścieżka dojścia do zawartych w nim sensów prowadzi przez uznanie go za kongenialny, poetycki korelat dzieła macedońskiej reżyserki.


I tak, już pierwsze słowo wiersza – „Mróz” – wprowadza w zimową scenerię, w jakiej toczy się akcja filmu. Jego główna bohaterka, Petrunia, za namową matki udaje się na rozmowę o pracę. Zarówno samo interview, jak i sposób, w jaki jest „wypychana” z domu i zachęcana do traktowania samej siebie jako towar, a następnie wręcz „stalkowana” przez matkę, jest dla niej źródłem upokorzenia. Wychodząc z niedoszłego miejsca pracy, potrzebuje samotności i bezcelowej włóczęgi. „Trzeszczy i syczy lód, / drapie ziemię. Nie idź tędy, / ta ścieżka prowadzi do ciebie, / jak zawsze”. – ostrzega poetka; zaraz potem jednak dodaje: „oderwij się, skocz w chmurę”. Petrunia dociera do mostu, gdzie ma miejsce doroczny rytuał rzucania przez popa krzyża do rzeki i pogoni za nim: kto krzyż wyłowi, może liczyć na błogosławieństwo i pomyślność przez nadchodzący rok. Petrunia instynktownie skacze do wody i wychodzi z niej z krucyfiksem – niepomna, że zgodnie z prawosławną tradycją obyczaj zarezerwowany jest dla męskiej części społeczności. Ścieżka, którą podążyła naprawdę, rzec można, prowadzi do niej – do rozpoznania opresyjności sytuacji kobiety w społeczeństwie patriarchalnym, które odmawia jej możliwości kontaktu z sacrum, ale również – do metamorfozy własnej tożsamości. Gdy po kilku dniach nerwów i grania na nosie próbującym ją zastraszyć policjantom wychodzi wreszcie na wolność, stać ją na wielki gest – natykając się na popa, dobrowolnie oddaje mu krzyż z komentarzem: „tobie jest on potrzebny; mnie – nie”. Kogóż stać dzisiaj na podobną, Chrystusową zgoła wielkoduszność i dobroć? „Bóg istnieje. Jej imię to Petrunia”. – brzmi nie bez kozery końcowa konstatacja filmu. Bo „Przecież / sprawdziłaś to dokładnie, / innych bogów nie ma”. – pisze Karina Stempel. „Nie ma innych bogów niż ci, / których sami wybieramy” – dopowiada w kolejnym utworze z tomu „Noc w Nome” – „nie ma / innych wyborów niż zapętlenia, spirale, / powroty do słów, które mamy w myślach”. Mowa o słowach, a więc o budującym hierarchię społeczną porządku symbolicznym. W ostatnich wersach tego będącego dopełnieniem „Darów” tekstu poetka uspokaja: „Zaśnij spokojnie, / Matyldo. Póki masz imię, / jesteś. Ono cię nie opuści”. W tym kontekście widać wyraźnie ważność przeprowadzonych równolegle, przez polską i macedońską twórczynię, eksperymentów myślowych. Imię powołuje do życia nową rzeczywistość. Śnieżny świat już nie będzie mdłym serkiem homogenizowanym jedynie słusznej ideologii, a nabierze wewnętrznego zróżnicowania. Być może tego, które pozwoliło Laurie Anderson zaśpiewać, w kontekście zakładania „śnieżnej” religii, o „perfect crystal spin in ecstasy, ecstasy, ecstasy”:

 

https://www.youtube.com/watch?v=WSE-HbTVnDg 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Notka o tomie "Zmyśl[ ]Zmysł" Laury Osińskiej

      W takie książki uciekam, gdy zaczynają strzelać za szybami, póki co telewizorów. Autorce udała się megaważna rzecz: wypowiedzieć ją....