Chcę przedstawić wydany w 2006 r. tomik jednego z najciekawszych współczesnych polskich poetów. Postaram się opowiedzieć o tej osobnej poezji w sposób możliwie subiektywny, oddający moje osobiste wzruszenia i olśnienia.
Poezja Strąka porusza na wiele sposobów. Już w pierwszym
wierszu co ujrzała alicja napotykamy prywatny,
na poły baśniowy armagedon
(moje odbicie
w lustrze
zagadkowo
znika
jak kot)
– wszak już Miłosz ostrzegał: „innego końca świata nie będzie!” Nie będzie, bo
chłopiec
który nie ma woli życia
nie ma sił
by umrzeć.
Totalna Apokalipsa nie
nastąpi nawet wówczas, gdy podmiot liryczny otrze się o psychozę
(pan bóg
dał mi uszy
bym słyszał
twoje
głosy),
ani wtedy, kiedy wypowie porażające w swej prostocie słowa:
miłość
jest niemożliwa.
Czym więc jest to, co mimo wszystko „trzyma
świat w posadach”? Z lektury tomiku wynika, że może być tym czymś ciało, a w szczególności – ciało/-a niebieskie. Daleko wszakże Strąkowi
do uspokajającej konstatacji „nieba
gwiaździstego nade mną, prawa moralnego we mnie”. Podmiot liryczny zdaje sobie
sprawę, że jest
od planety
młodszy
o milion lat
świetlnych
jednak, mimo swojej niedojrzałości – a może właśnie dzięki jej uświadomieniu – zdobywa się na „przewrotkę”, pozwalającą wywieść pochodzenie mężczyzny od
ości
wypreparowanej
z piersi
kobiety,
jak i wyznać wprost:
kręci mnie
twoje ciało
niebieskie
– dając
w ten sposób intelektualne i osobiste zarazem świadectwo „nieziemskiej” – niebiańskiej ? – natury więzi seksualnej. I
jeśli ze wszystkich starań podmiotu wynika kosmiczna farsa, to nie dzieje się tak z braku czy zbytniego
oderwania od życia danej mu mądrości (bogatej w wiedzę, że
ty
Joasiu
kochasz
inaczej
niż ja
a ty
Piotrze
inaczej
niż chcesz),
nie z niedostatku dobrej woli
(lecz ja próbuję
kochać
jak umiem) ,
ale, być może, z powodu autodefinicji, jaką, z całą bezwględnością, wymusza na nas śmierć * – także ta powszechna, oswojona, codzienna.
___________________________________________________________________
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz