Mniej więcej na początku i na końcu powieści pojawia się zdanie: „Śmierć nie jest przeciwieństwem życia, a jego częścią”. Norwegian Wood można moim zdaniem czytać jako próbę odtabuizowania i opisu pani Ś., w tym – śmierci za życia. Kultura japońska to nie tylko hikikomori czy depresja, to także – jak się okazuje – nader częste (i często o niewyjaśnionych motywach) samobójstwa młodych osób. I choć zapewne to nie tradycja seppuku, a indywidualny ból odgrywa tu główną rolę, trudno oprzeć się wrażeniu, że ta kultura – charakteryzująca się tzw. wysoką kontekstowością ( = duża rytualizacja stosunków międzyludzkich, presja na pozycję zawodową i społeczną), powściągliwością w wyrażaniu emocji i wysoką maskulinizacją (przejawiającą się rywalizacją, parciem na „przebojowość” i jednocześnie polaryzacją ról płciowych) – wyjątkowo sprzyja takim dramatycznym wyborom. Co może być uchwyconym stereotypem, ale też – obawiam się – ponurą rzeczywistością dla wielu osób.
Powieść o dziwo
czyta się lekko, co ma zapewne związek z jej muzycznymi
nawiązaniami i rytmem, a z całą pewnością – z przynikającym
narrację i wypowiedzi bohaterów humorem. Trochę mnie tylko
konsternowało pewne takie „urzeczowienie” przez bohatera jego
ukochanej, sprowadzenie jej do cielesności nawet w obliczu spraw
ostatecznych, zabrakło bardziej androginicznej perspektywy; ale to w
sumie jedyny zgrzyt w całkiem sympatycznym charakterze głównego
bohatera, jak i w całości interesującej opowieści.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz