środa, 7 sierpnia 2024

O tomie "(miejsca ich jesiony)" Pauliny Pidzik

 

 


 

Mam trzy definicje.

Pierwsza, taka najbardziej oczywista czy powierzchowna, brzmiałaby:
Poezja to prawda wsłuchania w naturę. Jakby podmiotka nie chciała (tu cytat z Macieja Woźniaka) przeszkadzać „ziemi mówić jej własnym, wilgotnym językiem”. I ta niechęć do „wchodzenia naturze w słowo” ma jak dla mnie genialny wyraz już na poziomie interpunkcji – nawiasy w tytułach! – jakby autorka wiedziała, że gest nazywania wiąże się z symboliczną przemocą, więc zamiast tego pozwala przyrodzie przemówić (przede wszystkim poprzez bardzo kojący, wyciszony rytm) i tylko nieznacznie jej wtóruje.


To zatopienie w przyrodzie czuć w takich frazach jak:

„nie wiem [...] czyimi płucami oddycham”

czy:

„ziemia na współ ziemia”

Jednocześnie poprzez to imaginarium przyrody te wiersze w absolutnie cudowny dla mnie sposób wyrażają jedność narodzin i śmierci, np. we fragmentach:


„oddech obieg ziemi
połączenia atomów i rozpad wpływanie
tlenu bulgotanie wody wdech
fotosynteza zanikanie tkanek”

„gdy rośnie las las umiera”

„nie da się oddzielić
zranione od niezranionego żywicą”

Druga definicja: poezja to prawda języka uchwyconego in statu nascendi, wyłaniania się języka z nicości. Pod względem totalności doświadczenia mogłabym porównać projekt Pauliny Pidzik tylko z „Falami” Virginii Woolf. Podobny jest rytm, duża liryczność, zanurzenie w przyrodzie, i podobny jest też punkt wyjścia, taka jakaś dziecięca naiwność i bezbronność percepcji, jakby uczenie się świata od początku:


„pierwsze jest granatowe gdzie mnie nie było gdzie
zabrakło przybyło na ileś z dlaczego
próbuję zapamiętać to które zaczynało ale nie znam jeszcze
słów”
(z wiersza „(odpamiętywanie pierwsze)”)

U PP to stwarzanie świata na nowo wiąże się oczywiście z nazywaniem po raz pierwszy, ale inaczej niż u Adama w Biblii, nie jest to akt narzucający, despotyczny, tylko raczej dialogizujący:


„przesuwamy łóżka dłonie splatamy przeciw
jakby to mogło ochronić
tamto to niebo tamte jesiony”

Pytania, jakie mi się nasunęły przy lekturze tego tomu, to m.in.: jaka jest relacja człowieka do przyrody? Co było pierwsze: język czy świat? Czy śmierć jest końcem/przeciwieństwem życia, czy jego częścią?


Trzecia definicja pochodzi od poetki Laury Riding Jackson, która pisała:

„wiersz jest odsłonięciem prawdy tak fundamentalnego i ogólnego rodzaju, że poza słowem >>poezja<< żadna nazwa nie jest tu adekwatna oprócz słowa >>prawda<<”.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Notka o tomie "Zmyśl[ ]Zmysł" Laury Osińskiej

      W takie książki uciekam, gdy zaczynają strzelać za szybami, póki co telewizorów. Autorce udała się megaważna rzecz: wypowiedzieć ją....