Z dużą ciekawością sięgnęłam po wydany w 2014 r., ostatni jak dotąd tom
Romana Rzucidło zatytułowany „Nieprawdziwy świat, prawdziwe sny”.
Znalazłam wiersze niebanalne, bardzo sensualnie sugestywne, doszukujące
się pod podszewką codzienności innej rzeczywistości – często na prawach
mistycznych olśnień. Tak skonstruowanemu światu przedstawionemu
patronuje – podkreślony już w tytule – swoisty dualizm, umocowany w
tradycji religijnej, zapożyczonej z kolei w Platońskiej alegorii
jaskini, wyrażającej istnienie dwóch przeciwstawnych pierwiastków:
duchowego (prawdziwego, idealnego) i materialnego (złudnego i
podlegającego zepsuciu). Poeta nie ukrywa, któremu z tych pierwiastków
kibicuje, gdy pointuje wiersz pt. „Stypendystka ZUS-u doznaje wglądu w
metafizyczny aspekt swojej inwalidyzacji” słowami:
„Nareszcie wie,
że szarość to tylko
brudna biel.
I wyprać ją, och, wyprać”.
I
jeśli nawet autor tytułuje jeden z wierszy „Cieszmy się, póki trwa”,
wskazując na chęć zachwytu nietrwałością doznań zmysłowych, to w
zakończeniu tekstu wyraźnie dookreśla afirmowany żywioł jako
nieobliczalny i niszczycielski:
„Gorejąca destrukcja każe
zapomnieć o odwiecznym Spektaklu, bo jedynie ogień,
niszczyciel jest prawdziwy. Reszta to tylko jeszcze jedna
zabawa konwencjami, wirtualne igrzyska dla uwiedzionych.
Cieszmy się lśnieniem ognia – on jeden przychodzi tu
nie po to by udawać”.
Przyznam, że napotykam na problem w moim odbiorze podobnej „poetyki deziluzji”. Zbyt szkodliwą jawi mi się:
„religia wieczystej nostalgii
osobliwy kult [...]
tortur
tak skutecznych przy uzyskiwaniu zeznań”
Autor jest zresztą równie świadomy destrukcyjności tak rozumianej duchowości, kiedy dodaje:
„zdumiewa mnie to że
sam często staję się
jej wyznawcą”,
co
razem wzięte stanowi trafną, nawet jeśli jedynie jednostkową, krytykę
zagrożeń płynących z „myślenia religijnego”. Z tym większą radością
powitałam pęknięcia w wyjściowej dychotomii duchowość/zmysłowość wynikłe
z – płynącego dość nieoczekiwanie z „herezji” gnostyckiej – podejścia
subwersywnego. A może właśnie: oczekiwanie, skoro w gnozie (przynajmniej
tej monistycznej) to Bóg jest winny „upadku w materię”, przyjmując
cechy tradycyjnie przypisywane jego adwersarzowi – szatanowi? Taką
właśnie niesubordynacją wobec systemu oficjalnych dogmatów religii
chrześcijańskiej smakuje szkicowana przez Romana Rzucidło „rewolucja
sensualna”, przynosząca zalew doznań sensorycznych, i w konsekwencji:
„przewrót, pomieszanie cieni
i świateł, nagły rozpad Wiecznego Imperium”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz