„Dogonić czas” jest
drugim samodzielnym zbiorem wierszy Łucji Pecolt (znanej na Portalu
Pisarskim jako Kamyczek). Podobnie jak jej poprzednie, zatytułowane
„pomiędzy. wybory” wydawnictwo, złożony z siedemdziesięciu
wierszy nowy tom ponieckiej poetki ozdabiają przepiękne ilustracje
autorstwa Rudolfa Czajora (portalowego Starysty).
Gdybym miała określić
„Dogonić czas” w trzech słowach, powiedziałabym: urzekająca
różnorodność – zarówno tematyczna, jak i formalna. Rozmaitość
ta posiada jednak pewne „miejsca wspólne” – scalającą ją
filozofię twórczą, od której wyłuskania chcę rozpocząć
recenzję.
Wyraźne wypowiedzenie
przez autorkę owej filozofii następuje w tekście o incipicie ***
(w wierszach jak w życiu). Poetka nie tylko deklaruje w nim,
dyktowaną troską o utrzymanie odpowiedniego
poziomu* artystycznego, gotowość kruszenia
pieszczotą wiernego ideom lodu czy niekładzenia
akcentów gdzie bądź, ale także konkluduje:
mówią
że w wierszach odbija się życie
jak
księżyc w wodzie jak fala jak dźwięk
oddycha
kropką przecinkiem średnikiem
w
klasycznym stylu powraca do miejsc
nawiązując tym samym do
antycznej koncepcji mimesis. Charakterystyczne dla
Arystotelesowskiej wersji tej orientacji sztuki względem
rzeczywistości przekonanie, że „twórca powinien przedstawiać
jedynie te rzeczy i wydarzenia, które mają ogólne znaczenie i są
typowe”** realizuje Łucja Pecolt w nieco zmodyfikowany sposób,
przywodzący na myśl m. in. tradycję poetycką Czesława Miłosza,
o którego twórczości – a konkretnie: o poświęconym poetyckim
opisom gruszki fragmencie poematu „Po ziemi naszej” – pisze
Ryszard Nycz: „[Miłosz tworzy] fikcję >>nieludzkiego<<
obserwatora w ogrodzie rzeczywistości, któremu poznanie zarówno
istoty rodzajowej przedmiotu, jak i jego unikatowej jednostkowości
nieodwracalnie przesłaniają obrazy konkretnych egzemplarzy
rozmaitych gatunków w konkretnej czasoprzestrzeni. (…) Pozwalają
się one uchwycić w swej historycznej, egzemplarycznej konkretności
dzięki ludzkiej pamięci, wiedzy i wyobraźni, a przede wszystkim
dzięki językowi, który najwierniej przechowuje kulturową
naturę rzeczy i ludzi”***. Z jednej strony mamy więc w poezji
Łucji Pecolt Arystotelesowską z ducha dążność do rejestrowania
rządzących życiem praw i schematów ogólnych, z drugiej –
Miłoszowski zachwyt konkretem.
Zachwyt ten udziela się
czytelnikowi od początku lektury i nie gaśnie długo po jej
zakończeniu, mimo – a może właśnie: z powodu – znacznej
rozpiętości emocjonalnej tekstów. I tak (przed)wiosenna afirmacja
zjednoczenia z przyrodą, obecna np. w „Sonecie drzewnym”:
zbudź
mnie, wierzbo mandżurska. zbudź mnie, proszę, z wiosną.
tęsknota
tak szaleńczo po kępkach traw biegnie,
rusza
kaskadą dźwięków – już czuję powietrze
jak
drga. mgiełką się wmieszam albo chłodną rosą.
czy –
„Kuracji prawie sonetowej”:
na
zewnątrz białe grudnie i wieczna zmarzlina
pozbijała
się w kłęby nieziemska tęsknota
zrobię
miks z gruszki jabłka grejpfruta – zatrzymam
tak
na szczęście zakleszczę smak lata w owocach
przechodzi
płynnie w letnią pełnię i pewność:
Tu
dąb szypułkowy przegląda się w wodzie,
zakwita
zawilec, kokorycz, miodunka.
(„Lato
czeka”),
dopóki wierzymy
w soczystą zieleń
słowa, dopóty istnieje szansa
na słonecznomleczny
wers**** – trzeba
wracać; wysiać ziarno,
niech
każdy ma swoją roślinę.
(„(Za)siewy”),
zaś subtelna figlarność z „Trio
diplomatico let”:
lecz
wieszczce zakochanej w eposach, w pamfletach
zupełnie
coś innego chodziło po głowie;
krótkie
formy? też lubię – jak każda kobieta.
może
kiedyś popełnię, bo choć skąpe w słowie...
– w,
przywodzący na myśl meliczny rodowód poezji, muzyczny liryzm w
„Koloraturze”:
echo rozbrzmiewające
w pustce*****.
drży
w napięciu, oczekując kolejnych odbić.
wariacje
na temat. kanon, fuga. co jeszcze
może
się zdarzyć –
tenuto, tenuto, a
tempo.
konsonans.
czy –
we wstrząsające przeżycia napadniętej w parku kobiety:
zrozumiała,
że jemu nie wolno odmawiać,
w
dąbrowach poniosło się echem,
a cały księżyc
stał się jak krew******.
(„Zanim”)
Łucja
Pecolt nie ogranicza się jednak w „Dogonić czas” do obserwacji
przemian cyklów natury i relacji ze stanów wtopienia peelki w
przyrodę lub doświadczeń z niej wyobcowujących – tom jest
raczej kalejdoskopem, który, poza uderzającą do głowy feerią
barw pór i przeżyć, urzeka także zazębianiem się i
oryginalnością formy. Najciekawsze są dla mnie te
utwory, gdzie poetka pozwala sobie na formalny eksperyment i twórcze
poszukiwania. Jeden z kilku najbardziej charakterystycznych pod tym
względem wierszy pozwolę sobie przytoczyć w całości:
Pop_lecznictwo.
U źródeł
wpadam
w złość – a wy?
a
wy
kwalifikowani
przypuszczalnie zasilą rzesze bez.
robotny
do granic wytrzymałości karto(nowych) obejść
i-ma-dło-
nie
poręcznie
sięgać po rzecz? pospolite środki.
słowo
w cudzy(m)słowie zgarb
a
ciało stawem co wedle niego gro-
bla-bla.
persona
won graca! ok. ruchy łopato-logiczne.
Jak
widać, autorka podejmuje w nim ciekawą, na wpół żartobliwą grę
ze wspomnianym przeze mnie na początku recenzji podejściem
mimetycznym: utwór stanowi analizę pewnego fenomenu ogólnego,
jakim jest nepotyzm, lecz zarazem serwuje z przymrużeniem oka
odwołanie do „naprawczej” funkcji literatury rodem z pozytywizmu
(podział na segmenty: pop_lecznictwo sugeruje wszak, że samo
nazwanie zjawiska zawiera w sobie antidotum nań). Na uwagę
zasługuje tu nie tylko wzmiankowana segmentacja wyrazów, ale też
np., przywodzący na myśl dźwiękonaśladowcze eksperymenty
futurystów, zabieg z onomatopeją:
stawem
co wedle niego gro-
bla-bla.
będący
potwierdzeniem swoistego „eklektyzmu inspiracyjnego” Łucji
Pecolt i – jednocześnie – jej umiejętności godzenia ze sobą
przeciwstawnych tradycji i dykcji poetyckich.
„Dogonić
czas” to wreszcie – last but not least – poetycka
dokumentacja najważniejszych chwil z życia współczesnej kobiety.
pamięć
odradza się jak bluszcz:
wolna
i dzika
umożliwiając
przesączanie się wspomnień pierwszych miłości,
zapamiętanie słodyczy i szczęścia macierzyństwa:
jeszcze
wszystko się złoży w jedną piękną całość,
zobaczysz,
wkrótce piersi napełnią się mlekiem,
a
pomiędzy nas wciśnie się ono, kochanie.
popatrz
– noc się wybudza łagodnym sfumato;
wzejdzie
słońce i stopią się śniegi na grani,
i
znów będziemy jedli waniliowy deser.
(„Créme
brulée”),
kiedy
biorę cię na ręce, stajesz się muzyką; to tak, jakbym
słyszała
najpiękniejszą melodię pod słońcem – słucham
całą
sobą, bo takie dźwięki muszą przynosić katharsis.
(„Aż
wydaje się to nieprawdopodobne”)
Łucja
Pecolt jest przy tym autorką, której nie wymyka się żaden odcień
ludzkiej egzystencji – również te mniej „różowe”, jak
zmęczenie opieką nad dziećmi, nieodpowiedzialność i zabieganie
młodych rodziców, czy te najbardziej smutne i bolesne – jak
przejmujący zapis choroby i odejścia bliskiej osoby:
pamiętam
niemal każde wypowiedziane wtedy słowo,
każdy
grymas twarzy i pytające spojrzenie kochanych,
niebieskich
oczu – nie będzie mnie już tak bolało, prawda?
jeszcze
niedawno nikt o nim nie słyszał, a teraz nacieka
na
ściany, rozpala ogniska, burząc dotychczasowe struktury.
uśmiecham
się, choć nie jest mi łatwo żegnać się z tobą.
(„I
tylko rozpacz jak te kruki (pamięci Mamy)”)
W
takich (choć nie tylko takich) miejscach daje o sobie znać żarliwa
wiara poetki, która – mimo całego bólu – żegna bliskich
spokojnie, z nadzieją, że i oni zespolą się z mistrzem.
„Dogonić
czas” to tomik, który z nikim ani z niczym się nie ściga, raczej
płynie spokojnym i esencjonalnym jednocześnie nurtem poetyckich
opowieści, dowodząc, że liryka potrafi uczynić przemijanie dużo
mniej dotkliwym i – zarazem – nieskończenie bogatszym w skarby
wyłowione z wiecznie-nie-tej-samej-rzeki. Co więcej, każdy
ma szansę odszukać w jej zmiennych nurtach inne cudowności. Gorąco
polecam niezwykłą przygodę, jaką była dla mnie lektura tego
wspaniałego tomu.
_______________________________________________________________
*
wytłuszczone
cytaty pochodzą z tomu „Dogonić czas”.
**
„Słownik terminów literackich” pod red. Janusza
Sławińskiego, wyd. Ossolineum 2010.
***
Ryszard Nycz „Wprowadzenie. Kulturowa natura, słaby
profesjonalizm. Kilka uwag o przedmiocie poznania literackiego i
statusie dyskursu literaturoznawczego” [w:] „Kulturowa teoria
literatury. Główne pojęcia i problemy” wyd. Universitas 2012.
****
Agnieszka Kasprzycka i Łucja Pecolt.
*****
Nalini Singh.
******
„Apokalipsa św. Jana” 6,12.